Recenzja filmu

Proxima (2019)
Alice Winocour
Eva Green
Zélie Boulant

Ukryte pragnienia

Choć film przedstawia przygotowania do lotu w kosmos (po raz pierwszy aż tak skrupulatne i, jak rzadko, z kobiecego punktu widzenia), postać zaraz odlatującej matki stopniowo ustępuje miejsca
Ukryte pragnienia
Gatunkowe obietnice Alice Winocour należy traktować z dystansem. Francuskiej twórczyni filmowe konwencje przydają się, dopóki służą indywidualnemu bohaterowi, pełnemu wad, ograniczeń i nie zawsze efektownych pragnień. Nigdy na odwrót. Jeśli thriller – to tylko jako metafora chorobliwie napiętej psychiki; jeśli sci-fi – to tylko po to, by wytłumaczyć nasze codzienne sprawy. W "Proximie" Winocour znów z premedytacją odwraca gatunkowe wektory. Krzyżując z tyłu palce, zapowiada eksplorację planet, science ustępujące przed fiction i fantazję na usługach eskapizmu. Pozory!


Choć pierwszoplanową Sarę (Eva Green w świetnej formie) napędza marzenie o wyprawie na Księżyc, to oderwać się od ziemi utrudnia jej miłość do córki (poruszająca rola kilkuletniej Zélie Boulant). Kobieta wychowuje Stellę sama, podróż wydrze spory kawałek z ich wspólnego życia, w dodatku sceptyczni szowiniści wśród astronautycznego towarzystwa nieszczególnie zachęcają do łączenia ról matki, pracownicy miesiąca i kosmicznej emancypantki. Zamiast "Odysei kosmicznej" dostajemy więc "Ziemię, planetę ludzi"; zamiast stanu nieważkości – próbę utrzymania życiowej równowagi na tym łez padole; zamiast fabularnego mięcha zagryzanego na skraju fotela – skromny dramat rodzinny.

Choć film przedstawia przygotowania do lotu w kosmos (po raz pierwszy aż tak skrupulatne i, jak rzadko, z kobiecego punktu widzenia), postać zaraz odlatującej matki stopniowo ustępuje miejsca córce, przymuszonej do oswajania się z rychłą rozłąką. "Proxima" zgrabnie łączy obie te perspektywy. Subtelność psychologiczna, uczciwe motywacje bohaterek i bez przesady wygrane emocje aktorek pozwalają wpleść w kameralną historię ilość tematów, od której Damienowi Chazelle'owi ("Pierwszy człowiek") i Jamesowi Grayowi ("Ad Astra") pewnie zakręciłoby się w głowach. Winocour opowiada o żonglowaniu karierą i rodzicielstwem; o czasie przeciekającym przez palce, gdy na pierwszym miejscu trzeba postawić tylko jedną z tych dwóch wartości. Pytanie o straty emocjonalne dziecka, które dorasta bez rodzica, przez cały seans tkwi w zawieszeniu. Z kolei sceny agresji z wesołym mrugnięciem oka kodowanej przez seksistowskich współpracowników Sary podważają wizerunek mężczyzn-stoików i trafnie uzmysławiają, że w oczach części społeczeństwa istnieją emocje gorsze i lepsze – a ich ocenę, nie wiedzieć czemu, uzależnia się od płci. Winocour świetnie uniwersalizuje doświadczenia Sary w korporacyjnym miejscu pracy (wielojęzyczność dialogów wydaje się symptomatyczna). "Proxima" traktuje wreszcie o niesłusznym poczuciu winy pracujących matek i o niesymetrycznie czystych sumieniach ojców, tych uprzywilejowanych herosów tradycyjnego podziału ról i obowiązków.


Mimo że "Proxima" opowiada o zmaskulinizowanej branży, twórczyni udaje się wyjść poza szufladkę z napisem "zły patriarchat". Melancholijna historia rozstania matki i córki okazuje się także studium walki kobiecego ciała – z materią, fizyką i własną biologią. Trening przystosowujący do życia bez grawitacji, badania lekarskie przeprowadzane z nieznoszącą sprzeciwu skrupulatnością, kolejne stopnie separacji oczyszczanej z chorób astronautki i kolejne ćwiczenia w tym czy innym egzoszkielecie; przymierzanie tego czy innego skafandra, profilowanie kosmicznego siedziska do potrzeb kobiecej anatomii, przypinanie zawleczek, pasków i karabinków, formuły bezpieczeństwa, kolejne symulowane misje i strategie awaryjne – wszystkie technologiczno-proceduralne realia (filmowane we wnętrzach Europejskiej Agencji Kosmicznej) upodabniają ciało bohaterki do perfekcyjnie spełniającego swoje funkcje, oczyszczanego z emocji urządzenia. A czy maszyna może pozostać matką? Choć Winocour nie stawia tezy, nie faworyzuje jednych rodziców, ani nie gani tych, którzy wybrali inaczej, pozostawia nadzieję, że obie role – rodzica oraz marzycielki – dają się pogodzić. Jak się w pewnym momencie okaże, łzy tęsknoty nie wykluczają dumy w oczach dorastającej córki. Bezwarunkowo kochająca matka, superbohaterka i inspiracja w jednym? Czemu nie!
1 10
Moja ocena:
7
Czy uznajesz tę recenzję za pomocną?
W czasach nadal rozwijającej się emancypacji kobiet na polu zawodowym, naturalnym wydaje się zwrot w ich... czytaj więcej
Kobiecym okiem i w bardzo kameralny sposób reżyserka opowiada o temacie do tej pory opisywanym w kinie... czytaj więcej

Pobierz aplikację Filmwebu!

Odkryj świat filmu w zasięgu Twojej ręki! Oglądaj, oceniaj i dziel się swoimi ulubionymi produkcjami z przyjaciółmi.
phones